Rachunek sumienia, czyli nowości kosmetyczne. | BLOGMS vol6.

21:05:00


Przede wszystkim, Wesołych Mikołajek! Mam nadzieję, że minęły Wam bardzo przyjemnie, a w butach znaleźliście jakieś upominki;) (Pochwalcie się!) 
Ja osobiście z okazji Mikołajek kupiłam sobie najlepszy pudding na świecie, z firmy pots&co, i obejrzałam elfa:) 
Ale, mam dzisiaj dla Was parę nowości. Czyli wszystkie kosmetyki które kupiłam, od czasu przyjazdu tutaj. Osobiście uważam, że nie jest tego tak dużo- o ile mi samej wolno to stwierdzać;) Uważam, że ilość jest rozsądna- i na razie nie zamierzam kupować niczego więcej, ale wiadomo jak to jest. ;) 

Z góry przepraszam za zdjęcia, jednak znowu nie złapałam dzisiaj światła dziennego. Zdjęcia robione są więc w sztucznym i ich jakoś odbiega od tego co chciałabym uzyskać, jednak musimy się jeszcze przez jakiś czas tak pomęczyć:( 

 Jak wiadomo, do bagażu podręcznego nie można zabierać nic powyżej 100ml, więc wszelkie produkty do pielęgnacji musiałam kupić na miejscu. Pierwszym sklepem jaki w tym celu odwiedziłam był Poundland. Jeśli nie wiecie co to za miejsce- jest to sklep, w którym każda rzecz jest po jednego funta. Skusiłam się na żel pod prysznic z Johnson's - Be Fresh&Escape z mango i marakują. Okazał się być strzałem w dziesiątkę, i na pewno jeszcze pojawi się na moim blogu ponieważ jest genialny! Dodam jeszcze tylko, że zużycie widoczne na zdjęciu to jakieś trzy tygodnie użytkowania:) Skusiłam się też n odżywkę VO5 - nourish my shine, i powiem Wam, że również ją polubiłam. Nie jest może wybitna, i na pewno nie najlepsza jaką stosowałam ale pozostawia moje włosy miłe w dotyku i błyszczące. Więcej jeszcze o niej nie powiem, ale na pewno też jeszcze pojawi się na blogu:) I ostatnia rzecz to szampon. Kupiłam Herbal Essences - naked. I niestety, jest to niezły bubel. Nie zawiera parabenów, sls i innych szkodliwych substancji, jednak totalnie nie sprawdza się na moich włosach. Nie robi im największej krzywdy, jednak jego używanie nie należy do najmilszych. Sprawdza się natomiast przy myciu pędzli:) 

 Kolejną rzeczą którą kupiłam, i która ma dla mnie największą wartość i znaczenie ze wszystkich tu jest balsam do ciała Zoe, czyli Zoella beauty- Creamy Madly Dreamy. Nie jestem w stanie powiedzieć Wam, jak dumna się poczułam, jak zobaczyłam Jej kosmetyki na żywo na półkach. Jestem z Nią od czasu gd miała 10 tysięcy subskrypcji, a teraz ma lekko ponad 6 MILIONÓW! Także tak, robię się emocjonalna tu:) Produkt przepięknie pachnie, ma niesamowicie gęstą i kremową konsystencje- przez co jest szalenie wydajny. Nawilżenie ma dobre, jednak niestety nie jakieś wybitne. Jednak i tak bardzo się polubiliśmy. Następnie musiałam zaopatrzyć się w coś do mycia twarzy. Wybrałam Simple - kind to skin moustrising facial wash. Nie zawiera mydła, ma bardzo fajną konsystencję a moja skóra bardzo go polubiła. Śmiało mogę powiedzieć, że jest to jeden z lepszych tego typu produktów jakie używałam. Trochę przypomina mi żel z BeBeauty:) W końcu zaopatrzyłam się też w sławny i dawno przeze mnie upatrzony i chciany peeling do twarzy z St. Ives - Appricot scrub blemish fighting. Co prawda jest do skóry tłustej ale też do zaczerwienionej. I sprawuje się u mnie na prawdę dobrze. Używałam go tylko parę razy- i jak na razie jestem na tak. Będąc w ASDA skusiłam się też na coś Ichniejszej firmy czyli SKINSYSTEM - Vitamin E Moistursing lotion. Kosztował w promocji niecałego funta. Skład jak na moje bardzo laikowe oko nie wygląda źle, a ja zawsze lubiłam próbować takie "sklepowe" marki i znalazłam dzięki temu sporo ulubieńców. Na razie go nie używałam, gdyż mam ze sobą jeszcze jeden krem poza Biodermą którą powoli kończę. 

No i ostatnia kategoria, czyli makijaż i lakiery. Parę dni po przyjeździe zorientowałam się, że nie zabrałam ze sobą żadnej paletki, ba nawet żadnego cienia poza color tattoo. (Reszta rzeczy przybędzie niedługo kurierem, bo za parę dni zmieniam mieszkanie i nie chciałam na razie tego targać ze sobą więc bagaż miałam tylko podręczny;) Ciekawa notka odnośnie tego mogła by powstać jeśli chcecie:)) Kupiłam więc paletkę której byłam ostatnio ciekawa czyli MUA Elysium Palette. Posiada 10 naturalnych cieni, z czego 4 są matowe. Można nią wyczarować też mocniejszy makijaż, i z pewnością jest wielofunkcyjna. Posiada również dwustronną kredkę. Jedna końcówka to po prostu czrna kredka do oczu a druga strona to kredka rozświetlająca. Paletka sprawdza się rewelacyjnie! Cienie są dobrze napigmentowane, nie rolują się i utrzymują na powiece na prawdę fajnie (nałożone oczywiście na moją ulubioną bazę z grashka) Jestem na tak, i polecam. Złapałam też róż pojedynczy, matowy, brązowy cień firmy REVOLUTION - MMMM. Tak, MMMM to jego nazwa :D Zakupiony został do brwii, ale chętnie używam też go na powieki. Do brwi spisuje się na prawdę dobrze, chociaż z pewnością nie lepiej niż mój ulubieniec ze sleeka. Korzystając w promocji kup dwa, trzecie dostaniesz gratis, złapałam też róż firmy MUA - Bon Bon. I jestem absolutnie zakochana! Jest to cudowny, delikatny i codzienny odcień. Można go stopniować, ale osobiście wolę go w delikatnej wersji. Utrzymuje się na prawdę fajnie, i nie schodzi z twarzy. Kolejna rzecz to perełka, czyli lakier znalexiony w TkMaxxie. Mowa tu o OPI - gainning mole-mentum. Jest to cudowny top coat, który na paznokciach wygląda jak kawałki różnokolorowego metalu, przyklejonego na bazę. Jestem nim absolutnie oczarowana, i nie mogę się doczekać, żeby zrobić mu bliższe zdjęcia. Dawno jakikolwiek lakier mnie tak nie oczarował! Kupiłam też cztery lakiery MUA, z czego jeden dostałam gratis. Oczywiście zaopatrzyłam się w biały i czarny ale też w dwa cudowne kolorki. Po kolei: Pitch Black, Cherry Blossom, Whitewash & Ameretto Crush. Jestem na prawdę pod wrażeniem jakości tych lakierów! Spokojnie trzymają się bez żadnych odprysków około 5 dni. Schną równie szybko, gdyż nie zaopatrzyłam się w żaden wysuszacz;) Skończył mi się też Carmex, więc ponowie w Poundlandzie kupiłam masełko z Nivea - carmel cream. Ciekawostka, cena w Boots to 2,10. ;) Miałam to masełko w domu, i bardzo je lubiłam szczególnie w zimę, dlatego właśnie to postanowiłam zakupić. Dostałam też w gazecie (Okładka Emmą Watson to wystarczający powód żeby kupić dane pismo!) miniaturkę Benefit - They're real push up liner. Jeszcze z niego nie korzystałam, ale jestem bardzo ciekawa jak się sprawdzi, bo słyszałam skrajnie różne opinie na jego temat :) 

I to tyle, same oceńcie czy do dużo czy mało ;) 
Dajcie też znać, co Wy kupiłyście ostatnio, i co najbardziej wpadło Wam w oko z dzisiejszej notki. 




You Might Also Like

0 komentarze

Proszę o nie zostawianie komentarzy które mają pomóc autopromocji: będą one kasowane ;)

Like us on Facebook

PRAWA AUTORSKIE.

wszelkie treści oraz zdjęcia na tym blogu, są mojego autorstwa. NIE ZEZWALAM na wykorzystywanie ich bez mojej zgody.
jeśli chcesz to zrobić, zapytaj.